FC Koeln. Odczuwalnie tacy sami jak inni

Peter Stoeger i Joerg Schmatke, którzy zaprowadzili w klubie z Kolonii spokój, już w nim nie pracują. „Kozły” ponownie stoją na rozdrożu.

-Peter Stoeger był najdłużej pracującym trenerem w historii Kolonii. 1. FC Koeln prowadził 4,5 roku
-W minionym tygodniu 1. FC Koeln znów przypominał - rządzony przez chaos - klub z przełomu wieków
-W 1. FC Koeln nie ma na razie ani trenera, ani dyrektora sportowego. Teraz okaże się, czy klub w minionych latach naprawdę się zmienił

Marketingowe trendy sprawiają, że coraz więcej niemieckich klubów ma już nie tylko własne herby (loga), ale też slogany. 1. FC Koeln obrało sobie za motto: „Spuerbar anders” (odczuwalnie inni). Do niedzielnego zwolnienia trenera Petera Stoegera hasło przewodnie jeszcze obowiązywało. Dziś wiadomo, że wyczuwalnie inny jest tylko SC Freiburg. W sytuacji kryzysowej FC Koeln okazał się taki sam, jak wszyscy wpadający w tarapaty.

Przez co najmniej kilkanaście lat, na przełomie XX i XXI wieku, „Kozły” były w kryzysie. Pierwszy zwycięzca Bundesligi stał się pośmiewiskiem. Dzisiejszym odpowiednikiem Hamburgera SV, tyle że od czasu do czasu jednak spadającym z ligi. Długi. Drogie i nieprzemyślane transfery. Ciągłe zmiany koncepcji. Niezadowoleni kibice. Zwolnienia trenerów. Piłkarze balujący na mieście. Rozgrywanie każdego kryzysu na łamach gazet. To charakteryzowało 1. FC Koeln przez wiele lat. Drużyna czasem spadała z ligi, czasem do niej wracała, czasem grała lepiej, czasem gorzej, ale nigdy nie udawało się w niej zbudować czegoś trwałego. Nie tyle być na równi z Bayernem Monachium, Borussią Dortmund czy Schalke, ale chociaż osiągnąć spokój i stabilność SC Freiburg czy FSV Mainz.

Gdy w takim tradycyjnym chaosie Kolonia w 2012 roku przegrała awans do Bundesligi, stanęła na rozdrożu. Niepowodzenie pierwszego szturmu po spadku z ligi, pogrzebało już wiele klubów. 1. FC Koeln mogło pójść drogą TSV 1860 Monachium czy 1. FC Kaiserslautern. Zatrudnił jednak, w krótkim czasie, trenera Petera Stoegera, który chwilę wcześniej zdobył z Austrią Wiedeń mistrzostwo kraju i dyrektora sportowego Joerga Schmadtkego, prowadzącego z powodzeniem Hannover 96. Historia oceni, czy był to punkt zwrotny w historii klubu, czy jedynie kilka lat przerwy we wszechobecnym chaosie.

Faktem jest, że przez cztery lata Stoeger i Schmadtke całkowicie odmienili klub. Postawili na nowych, nieznanych wcześniej zawodników, jak Timo Horn czy Jonas Hector. Kupowali piłkarzy tanio, ale dobrze. Gdy tracili na rzecz Werderu Brema Anthony'ego Ujaha, wyjęli z Hoffenheim rezerwowego napastnika Anthony'ego Modeste'a, którego w lecie 2017 sprzedali za 35 milionów euro. Przy tym byli swojscy. Ani Stoeger, ani Schmadtke, nie pozują na ważniejszych, niż rzeczywiście są. Stanowili wzór zgranego tandemu. Żadne konflikty nie wychodziły na światło dzienne. Unikano wielkich wstrząsów. Piłkarze się rozwijali. Drużyna systematycznie, choć nie w zawrotnym tempie, szła do przodu. W pierwszym sezonie wygrała 2. Bundesligę. Rok później utrzymała się w niej. Dwa lata później utrzymała się w niej jeszcze spokojniej. Trzy lata później, wykorzystując masową słabość potentatów, zajęła 5. miejsce w Bundeslidze i po 25 latach wróciła do europejskich pucharów. Stoeger i Schmadtke pracowali razem cztery lata i nie musieli przeżywać żadnego kryzysu. Wielu zadawało sobie pytanie, co się stanie, gdy w końcu weń wpadną. Ale wydawało się, że nic się nie stanie. Klub całkowicie się w ciągu tych czterech lat zmienił. Trzy lata z rzędu notował rekordowe obroty. Pieniądze z praw telewizyjnych rosły szybciej, niż zakładano. Nie było już długów, były zyski.

Na to, że kryzys przyszedł jesienią 2017, nałożyło się wiele czynników. Na pewno Kolonii nie ułatwiło zadania to, że musi łączyć grę na trzech frontach, do czego nie jest przyzwyczajona. Na pewno nie ułatwiło jej zadania to, że notorycznie traciła gole i punkty przez błędy sędziowskie, jak nikt inny w lidze. Na pewno nie ułatwiło jej zadania, że długotrwałych kontuzji doznali Jonas Hector i Marcel Risse, kluczowi w poprzednich latach zawodnicy i że lista leczących urazy w ostatnich tygodniach była równie długa, co lista zdrowych piłkarzy. Na pewno nie ułatwiło jej zadania to, że w lecie kompletnie pomylono się z transferami. Na pewno Kolonia miała w wielu meczach sporo pecha. Na pewno nie potrafiła sobie poradzić po stracie Modeste'a, który w poprzednim sezonie strzelił ponad 50% goli.

Wszystkie te czynniki doprowadziły do najgorszego startu w historii klubu i jednego z najgorszych startów w historii Bundesligi. Po czternastu kolejkach „Kozły” nadal nie mają na koncie ligowego zwycięstwa. Mają tylko trzy punkty, co jest wynikiem haniebnym, wymykającym się wszelkim usprawiedliwieniom. Wcześniej zdarzyło się to tylko MSV Duisburg w 1994 i TSV 1860 Monachium w 1977 roku. Obie drużyny spadły wtedy z ligi. Do barażowego miejsca Kolonia traci już dziewięć punktów. Do bezpiecznego jedenaście. Uniknięcie spadku w tych okolicznościach graniczyłoby z cudem.

Pierwszy za taki stan rzeczy zapłacił Schmadtke, który przestał pracować w klubie pod koniec października. Jego odejście było wielką niespodzianką. Do tego momentu bowiem, mimo koszmarnych wyników, wszyscy w klubie nadal zdawali się zachowywać spokój, do którego przyzwyczaili przez minione cztery lata i sprawiali wrażenie, jakby naprawdę mieli zamiar złą fazę po prostu przeczekać. Dopiero dziś „Kicker” ujawnia, że między Stoegerem a Schmadtkem źle się działo już od miesięcy. Magazyn zwraca uwagę, że Stoeger tak naprawdę nigdy nie był człowiekiem Schmadtkego, którego już zastał w klubie, gdy do niego przychodził. W ostatnich miesiącach do nieporozumień między nimi miało dochodzić tak często, że w końcu w ogóle przestali się komunikować. Ponoć nie było między nimi zgody także przy letnich transferach. Obaj zgadzali się tylko co do Jhona Cordoby, najdroższego nabytku w historii klubu, który miał być następcą Modeste'a, a nie strzelił jak dotąd żadnego gola. Pozostałe drogie nabytki – Jannes Horn, Jorge Mere, Joao Queiros – były podobno wyłączną inicjatywą Schmadtkego. Tak mówią przeciwnicy byłego dyrektora sportowego. Jego zwolennicy mówią, że Stoeger kompletnie nie wkomponował nowych piłkarzy, ani do składu, ani do drużyny. Nadal pozostaje niejasne, czy Schmadtke został zwolniony, czy sam odszedł. Nie wiadomo też, czy plotki, jakoby Schmadtke stracił pracę za to, że nalegał na zwolnienie Stoegera, są prawdziwe.

Wtedy, po remisie z Werderem, zwolnienie Stoegera miałoby jeszcze sens. Kolonia miała tylko pięć punktów straty do miejsca barażowego. Odpowiedni impuls wysłany wówczas, mógłby sprawić, że dziś byłaby przynajmniej w walce o utrzymanie, jak stało się w przypadku klubu z Bremy. Skoro władze Kolonii z duetu Schmadtke-Stoeger wolały poświęcić dyrektora sportowego i skoro cztery kolejne porażki nie doprowadziły do zwolnienia Austriaka, wydawało się, że klub zamierza pójść na dno ze Stoegerem, jak we Fryburgu chodzą ze swoimi trenerami. Zwłaszcza, że dla takiego rozwiązania było społeczne poparcie. Kibice Kolonii nie domagali się zwolnienia trenera. Nie gwizdali na niego. Nie machali chusteczkami. Cały czas pamiętali, co zrobił dla ich klubu i jak bardzo do niego pasuje. Wciąż mieli poczucie, że po zwolnieniu Stoegera, na pewno przyjdzie do klubu trener gorszy niż on.

W ostatnim tygodniu Kolonia przypominała już klub z przełomu XX i XXI wieku. W gazetach rozgrywano medialną sprzeczkę z Hannoverem 96 o jego dyrektora sportowego Horsta Heldta, którego chciała do siebie ściągnąć Kolonia. Zaczęły się pojawiać spekulacje o możliwej zmianie trenera. Stoeger narzekał, że w klubie już odeszli od takich wartości jak zaufanie. Koloński dziennik „Express” publikował szczegóły kontraktu Schmadtkego. I informacje o karze, jaką za zamkniętymi drzwiami wymierzył Stoeger piłkarzom, prowadzącym zbyt bujne życie nocne, co z kolei Austriaka prowadziło do smutnej konstatacji, że „jeszcze niedawno to, co działo się za zamkniętymi drzwiami, nie lądowało w gazetach”. Już w piątek, przed meczem z Schalke, podjęto decyzję o zmianie trenera. Ale nie chciano jej ogłaszać aż do niedzieli. Jednak w sobotę Stephan Ruthenbeck, trener drużyny U-19, poinformował swoich piłkarzy, że od nowego tygodnia przejmie pierwszy zespół. Za co skrytykował go na powitalnej konferencji prasowej prezes klubu. Któremu Ruthenbeck odpowiedział, że to nie do końca prawda, bo niczego takiego nie powiedział. Równolegle do mediów wyciekły informacje o podchodach pod Markusa Anfanga, trenera rewelacyjnego Holsteinu Kilonia, którego 1. FC Koeln chętnie widziałoby u siebie od 2018 roku. I o spotkaniu z Dietmarem Beiersdorferem, który ostatnio fatalnie radził sobie w HSV, o objęciu posady dyrektora sportowego. Może dlatego, że spotkano się z nim w samym centrum miasta Wszystko, za co wzięła się w ostatnich dniach Kolonia, poszło nie tak, jak miało być.

Mimo wszystkich okoliczności łagodzących, wina Stoegera w fatalnych wynikach na pewno jest ogromna. Trzy punkty, z drużyną, do której kupiono zawodników za 35 milionów euro i która ma kadrowy potencjał na spokojny środek tabeli, to wynik zdecydowanie za niski, za który szefowie mieli pełne prawo wyciągnąć konsekwencje. Dziwny jest jednak moment. Jeśli miano się pozbyć Stoegera, sensowniej byłoby to zrobić wcześniej, gdy następca jeszcze miałby co ratować. Zwłaszcza, że teraz Ruthenbecka czeka pięć meczów w siedemnaście dni. Nie będzie miał łatwego wejścia do zespołu.

W czerwcu Stoeger dostał od klubu zgodę na oficjalne rozmowy z Borussią Dortmund, która brała go pod uwagę jako następcę Thomasa Tuchela. Postawiła jednak na Petera Bosza. Jesienią Stoeger był brany pod uwagę w poszukiwaniach nowego selekcjonera reprezentacji Austrii. Został w Kolonii. Mimo fatalnych ostatnich miesięcy, nie pozostanie długo bez pracy. Zbyt dobrą markę w Bundeslidze sobie wyrobił. Co się stanie z Kolonią? Teraz okaże się, czy rzeczywiście zmieniła się w ostatnich latach. Łatwo wymyślić slogan „odczuwalnie inni”. Trudniej pozostać mu wiernym. Nie tylko Borussię Dortmund jest trudno naśladować. SC Freiburg także.

Michał Trela - onet.pl

źródło: onet.pl