Urodzony zwycięzca. Ryzykowna gra Werderu Brema

Werder Brema ma nowego trenera, ale dyrektor sportowy Frank Baumann wysyła sygnał za sygnałem, że we Floriana Kohfeldta sam nie do końca wierzy. W ciężkiej walce o utrzymanie to niebezpieczna droga.

Po raz trzeci z rzędu trenerem Werderu Brema został były szkoleniowiec drużyny rezerw. W XXI wieku klub z północy Niemiec zatrudnił tylko jednego trenera z zewnątrz
Florian Kohfeldt na razie pracuje jednak tylko do końca rundy jesiennej. Został więc dłuższym rozwiązaniem tymczasowym
Frank Baumann nie ukrywa, że postawił na Kohfeldta, bo „lepsi trenerzy mu odmówili”. To nie sprzyja budowaniu autorytetu nowego szefa

W przerwie reprezentacyjnej sytuacja wokół trenera Werderu Brema miała się wyjaśnić. Udało się tylko połowicznie. Florian Kohfeldt przestał wprawdzie być trenerem tymczasowym, a został trenerem, ale ma poprowadzić zespół tylko do końca rundy jesiennej, czyli w sześciu meczach. Później ma zostać podjęta decyzja, co dalej. - W najgorszym wypadku od stycznia wróci do prowadzenia drużyny rezerw, a do pierwszego zespołu przyjdzie nowy trener – mówi dyrektor sportowy Frank Baumann. To bardzo ryzykowne, bo w sytuacji, w której drużyna potrzebuje jasnych komunikatów i wytyczenia konkretnych ścieżek, władze klubu fundują jej tymczasowy eksperyment. Świadomość, że to rozwiązanie prowizoryczne, nie pomoże samemu Kohfeldtowi w budowaniu autorytetu.

35-latek sprawia wrażenie pewnego siebie, co podobało się dziennikarzom „Kickera” już po jego pierwszej konferencji prasowej. „Postawiony w nowej sytuacji, sprawiał wrażenie konkretnego i zdecydowanego. Wydawał się bardziej autorytarny niż Alexander Nouri. Zapowiedział, że pomysł na taktykę będzie wychodził ze sztabu szkoleniowego. Wcześniej Nouri dyskutował nad sposobem gry z liderami zespołu” - podkreślał opiniotwórczy magazyn. Tyle że na razie Kohfeldt pokazał się jedynie na konferencji prasowej. Mecz we Frankfurcie Werder przegrał, a jego drużyna nie pokazała lepszego oblicza, niż za czasów poprzedniego trenera. W minionych latach bremeńczycy w kryzysie też stawiali na byłych szkoleniowców rezerw – przed Nourim także na Viktora Skripnika – ale oni, jako tymczasowi, musieli się chociaż czymś wykazać. Za Skripnika poprawa w stosunku do Robina Dutta była widoczna od razu. Nouri też musiał chociaż wygrać jakiś mecz ligowy, by przekonać do siebie Baumanna. Kohfeldt na razie nie musiał zrobić nic. Po prostu odmówili inni. Bruno Labbadia, Adolf Huetter, Thomas Tuchel, Lucien Favre. To nazwiska, które wymieniano w trakcie poszukiwań trenera dla Werderu. Tuchel i Favre były nazwiskami życzeniowymi, Labbadia i Huetter realnymi, ale się z nimi nie dogadano. To przyznaje otwarcie nawet Baumann. Nie brzmi to, jak pełna przekonania decyzja, że Kohfeldt jest idealnym kandydatem.

Na razie bowiem nie wiadomo, czy jest. Jako piłkarz, nie osiągnął nic. Do Werderu ten były bramkarz trafił w 2001 roku, ale grał jedynie w trzeciej drużynie, w bremeńskiej okręgówce. Trenował go tam Skripnik, z którym Kohfeldt stworzył zgrany duet na lata. Gdy skończył karierę piłkarską, zostawał asystentem Ukraińca w kolejnych kategoriach wiekowych. Pracował przy nim w drużynach U-16, U-17 i w rezerwach, a od 2014 roku także w pierwszej drużynie, łącznie przez siedem lat. Gdy w 2016 roku Skripnik został zwolniony, razem z nim odeszli asystenci Kohfeldt i Torsten Frings. Kohfeldt miał już wtedy licencję UEFA Pro, którą zdobył w 2015 roku jako prymus rocznika. Jednak jak pokazują losy trenerów z ostatnich dziesięciu lat, bycie najlepszym absolwentem szkoły trenerskiej nie gwarantuje sukcesu. Oprócz Kohfeldta, w Bundeslidze z najlepszych pracuje obecnie jeszcze tylko Domenico Tedesco z Schalke. Niektórzy, jak Dirk Schuster czy Holger Stanislawski przepadli. Inni nigdy nie dostali nawet poważnej szansy.

Dla Baumanna fakt, że Kohfeldt już raz był przy pierwszej drużynie, jako asystent Skripnika, nie jest problemem, bo „Ukrainiec niespecjalnie słuchał wtedy asystentów”. Kohfeldt od ponad roku prowadził III-ligowe rezerwy Werderu. Bremeńczycy chętnie sięgają po szkoleniowców drugiej drużyny, bo trzeba im przyznać, że żaden klub Bundesligi nie ma jej na tak wysokim poziomie. Do zeszłego roku w III lidze była jeszcze druga drużyna FSV Mainz. Nie zdołała się jednak utrzymać. Werder II Kohfeldta zajął 17. miejsce, ostatnie dające utrzymanie. Na siedemnastym miejscu jest też w tym sezonie. Dla drugiej drużyny, grającej młodym składem, każde miejsce nad kreską to jednak sukces. Poza tym, w Bremie wciąż bardzo silne jest wspomnienie o tym, jak Thomas Schaaf, także wzięty z rezerw, zbudował najsilniejszy zespół Werderu w historii. Nie jest przypadkiem, że w XXI wieku klub z północy Niemiec miał tylko jednego trenera z zewnątrz – Robina Dutta, który kompletnie sobie nie poradził. W pozostałych przypadkach, za każdym razem rozwiązania problemów szukano wewnątrz klubu. I zawsze je, mimo wszystko, znajdywano, bo Nouriemu i Skripnikowi udawało się utrzymywać zespół na powierzchni.

Nie bardzo Kohfeldta da się porównywać do Skripnika i Nouriego w kwestii prowadzenia rezerw, bo wszyscy prowadzili ten zespół na innym etapie. Najwyższą średnią punktów ma Skripnik, ale za jego czasów drużyna była tylko w IV lidze. To Nouri wywalczył awans do III ligi. W niej jednak radził sobie gorzej od Kohfeldta. Tyle że był w trudniejszym momencie, bo po awansie, młodzi zawodnicy musieli się uczyć gry w zawodowej lidze. Kohfeldt dostał już bardziej ustabilizowany zespół. Ma więc gorszą średnią punktów od Skripnika, ale prowadził zespół na wyższym poziomie. Ma minimalnie lepszą od Nouriego, ale przejął drużynę w łatwiejszym momencie. I tak jednak, to jak ktoś sobie radzi w rezerwach, nie ma wielkiego przełożenia na sukcesy w dorosłym futbolu.

By poprawić swoje szanse na powodzenie, magister zdrowia publicznego wziął do swojego sztabu Tima Borowskiego, byłego gracza Werderu i reprezentacji Niemiec, by „dał mu spojrzenie byłego zawodowego piłkarza, którego ja nie mam”. Świadomość własnych braków może być atutem Kohfeldta. Na razie jednak Werder, w sytuacji, w której wielu twierdziło, że potrzebuje doświadczonego „strażaka”, który będzie umiał wyciągnąć zespół z bagna, zatrudnił kolejną zagadkę i trenera jeszcze młodszego, niż jego poprzednik. Jak często bywa w przypadku trenerów rezerw, atutem Kohfeldta mogłoby być to, że zna wielu zawodników pierwszej drużyny, bo wcześniej przez wiele lat pracował w klubie, ale w tym przypadku i to nie pomoże, bo Werder chętniej stawia na wychowanych przez siebie trenerów, niż piłkarzy. W obecnym sezonie w pierwszej drużynie zagrali tylko trzej wychowankowie – bracia Eggesteinowie oraz Philipp Bargfrede. Główną nadzieją na sukces musi więc być miejsce urodzenia Kohfeldta – miasto Siegen, co po niemiecku znaczy „zwyciężać”. Być może Kohfeldt okaże się urodzonym zwycięzcą. Jeśli nie, Werder straci bezcenny czas. Po siedemnastu kolejkach może już być za późno, by cokolwiek uratować.

Michał Trela - Onet.pl

źródło: onet.pl