Paweł Dawidowicz mistrzostwa Europy ma w głowie

Grę w VfL Bochum polski obrońca nie traktuje jako krok do tyłu, a etap w drodze do występów w Benfice Lizbona lub innym, mocnym europejskim klubie.

Piłkarski wzór Pawła Dawidowicza, niespełna 22–letniego obrońcy Bochum gra po sąsiedzku, w Dortmundzie. To Łukasz Piszczek, dzięki któremu Paweł, powołany kilka razy do dorosłej reprezentacji Polski mógł poczuć się raźniej na zgrupowaniu biało–czerwonych.

– Łukasz to świetny piłkarz, a przede wszystkim super człowiek. Gdy tydzień temu zdobył gola w ligowym meczu wysłałem mu sms–a. Pogratulowałem bramki i z uśmiechem życzyłem Łukaszowi korony króla strzelców Bundesligi – opowiada Paweł. Gdy jakiś czas temu miał wolny wieczór wybrał się do Dortmundu, na mecz Pucharu Niemiec, by na żywo zobaczyć w akcji prawego obrońcę Borussii.

Bochum, które dzisiaj rozpocznie walkę na zapleczu Bundesligi to ubogi krewny Borussii i drugiego klubów zza miedzy – Schalke.

– Pewnie, że chciałbym zagrać w takim towarzystwie, lecz uważam, że Bochum jest odpowiednim miejscem, bym mógł się rozwijać. Przede mną bardzo ważne miesiące. Do 20 maja Bochum ma dać odpowiedź Benfice Lizbona czy chce mnie wykupić, a w czerwcu odbędą się w Polsce młodzieżowe mistrzostwa Europy. Dziś myślę przede wszystkim o grze w klubie, lecz skłamałbym, gdybym powiedział, że myśl o młodzieżowym Euro, wielkiej imprezie nie siedzi gdzieś z tyłu głowy – mówi były piłkarz Lechii. To właśnie z gdańskiego klubu, za dwa miliony euro został kupiony przez Benfikę, choć była szansa, by znalazł się w jednej drużynie z... Łukaszem Piszczkiem, ponieważ Dawidowiczem była zainteresowana również Borussia.

– Wybrałem Benfikę, z niej trafiłem do Bochum i nie żałuję, choć „wmawiano mi” w różnych komentarzach, że to wielki krok do tyłu. Nie zgadzam się z tym. Jesienią wziąłem udział w dziesięciu meczach, więc z punktu widzenia sportowego nie jest źle. Tempo gry, mimo że to druga liga jest naprawdę wysokie. Prywatnie też nie mam na co narzekać. W Bochum poznałem wielu rodaków, jest z kim się spotkać, pogadać, posłuchać o czasach, gdy Bochum grało w Bundeslidze, a w nim Polacy na czele z Tomaszem Wałdochem jako tym najbardziej znanym. Czuje się tu tęsknotę za Bundesligą – zauważa Paweł.

„Hienka” – tak mówili o obrońcy trenerzy i koledzy z Lechii. Były szkoleniowiec gdańszczan Michał Probierz wspomina: – Paweł, szczuplutki chłopak znienacka dopadał do przeciwnika, wydrapywał piłkę jak... hiena. Przyjemnie się z nim pracowało, bo to pracowity i mądry chłopak, świetnie radził sobie w szkole. – No tak, tyle, że dzisiaj mam przerwę w nauce. Ale do szkoły wrócę na pewno, gdy latem okaże się, gdzie będę grać w następnym sezonie – zaznacza gracz Bochum. Z jedenastym zespołem 2. Bundesligi pożegnał się niedawno pomocnik Arvydas Novikovas. Litwina wykupiła Jagiellonia.

– Uważam, że będzie to wzmocnienie klubu z Białegostoku. Jest dobrym, szybkim skrzydłowym, fajnie dryblującym. Może grać też na pozycji numer 9. W przeciwieństwie do litewskiego kolegi Paweł nie zamierza wracać do Polski. Gdy Benfika zdecydowała się wypożyczyć Pawła, wśród chętnych były też kluby naszej ekstraklasy. Jednak młody piłkarz wolał zostać za granicą.

– Nie po to wyjechałem na zachód, by szybko spasować. Staram się walczyć i utrzymać za granicą. To wymaga wysiłku, bo konkurencja jest duża. W Bochum w jakimś stopniu mi to się udaje. Pewnie, żal mi momentu, gdy szykując się do sezonu z pierwszym zespołem Benfiki, tuż przed serią sparingów przyplątała mi się kontuzja. Trener powiedział wtedy zdecydowanie, że bez udziału w nich nie mam szans na grę. Zrozumiałem, choć byłem bardzo zawiedziony na...los jaki mnie spotkał. Ale nie roztrząsam już tego. Wraca ligowe granie i nowe wyzwania. Co prawda walczę z lekkim urazem, na szczęście to nic poważnego. Optymizmu nie trzeba mi życzyć, bo mam go naprawdę dużo – podsumowuje.

 

Piotr Wołosik - "Przegląd Sportowy"