Guardiola podważa autorytet klubowej ikony

Bayern Monachium znowu mknie jak burza. W Niemczech panuje niepodzielnie, we wtorek w ramach Ligi Mistrzów rozbił w Rzymie AS Romę 7:1. A jednak Pepowi Guardioli jego perfekcjonizm najwyraźniej ciągle nie pozwala stracić kontroli nad czymkolwiek. Właśnie wypowiedział wojnę… klubowemu lekarzowi. Rzecz w tym, że to nie jest zwykły lekarz. To legenda, "doktor Bayern". Człowiek wielokrotnie notowany w rankingach najbardziej wpływowych osobistości niemieckiego sportu.

Aby utwierdzić się w tym przekonaniu, wystarczyłby spacer klubowym korytarzem. Albo lepiej - korytarzem kliniki w monachijskim Kaiserhof, gdzie Hans-Wilhelm Mueller-Wohlfahrt na co dzień urzęduje. 72-latek, światowej sławy specjalista medycyny sportowej, towarzyszący Bayernowi prawie nieprzerwanie od 1977 roku. Blisko cztery dekady temu przyjmował w swoim gabinecie największych tego klubu - Beckenbauera, Maiera, Muellera, Schwarzenbecka. I robi to do dzisiaj - zmieniają się tylko nazwiska trenerów i piłkarzy. Tenisista Boris Becker zwykł mówić o nim "Uzdrawiacz Hans", ewentualnie "doktor Feelgood". Od lat leczy persony świata sportu, choć bywali u niego i wokalista U2 - Bono, i Luciano Pavarotti. Kiedy Juergen Klinsmann szepnął o nim słowo w Tottenhamie, wkrótce z Londynu do Monachium jeździło nawet pięciu zawodników naraz. Jeden z urazem pachwiny, drugi z przetrąconą stopą, jeszcze inny z kostką. Lothar Matthaeus stawia sprawę jasno: "jeśli masz Wohlfahrta w swoim sztabie, to go słuchasz". A jednak Pep Guardiola najwyraźniej wciąż nie umie mu zaufać.

 

Lalka voodoo i zastrzyki z… krwi cieląt

 

Aby była ja­sność - mimo licz­ne­go grona zwo­len­ni­ków, Hisz­pan nie jest je­dy­nym opo­nen­tem, któ­re­mu styl bycia i me­to­dy pracy le­ka­rza naj­wy­raź­niej nie przy­pa­dły do gustu. Są tacy, któ­rzy na­zy­wa­ją go szar­la­ta­nem. Albo bar­dziej żar­to­bli­wie - szar­la­ta­nem z nad­czyn­no­ścią strzy­kaw­ki, jako że - rów­nież przy oka­zji me­czów - nie roz­sta­je się ze swoją torbą pełną igieł. Jego spo­so­by wy­da­ją się być nie­bez­piecz­nie pry­mi­tyw­ne. Za­strzy­ki apli­ku­je hur­tem, za­wsze do­kład­nie w miej­sce uszko­dze­nia.

Le­cząc pro­blem ze ścię­gnem uda u szkoc­kie­go pił­ka­rza Pe­te­ra Mac­Do­nal­da, po­da­wał mu sub­stan­cję po­zy­ski­wa­ną z… krwi cie­lę­cej. Szkot w nie­dłu­gim cza­sie przy­jął ponad 50 dawek nie­ty­po­we­go leku, ale nie pro­te­sto­wał skoro w salce obok po­dob­nym za­bie­gom pod­da­wa­ny był też Arjen Rob­ben. Kło­po­ty z ko­la­na­mi Mu­el­ler-Wohl­fahrt zwykł le­czyć za po­mo­cą spe­cy­fi­ku po­zy­ski­wa­ne­go dla od­mia­ny z grze­bie­ni ko­gu­tów. Ręczy głową, że daje świet­ne re­zul­ta­ty, a przy tym, w od­róż­nie­niu od leków ste­ry­do­wych, nie wy­wo­łu­je ne­ga­tyw­nych skut­ków. Można go po­zy­skać rów­nież z ludz­kie­go ciała, ale jak opa­ten­to­wał, u zwie­rząt płyn jest gęst­szy i w efek­cie sku­tecz­niej­szy. Kiedy ku­ro­wał w taki spo­sób ka­pi­ta­na an­giel­skiej re­pre­zen­ta­cji kry­kie­ta, nawet jego pry­wat­ny le­karz mówił: "Nie wiemy do końca jak to dzia­ła, ale trze­ba mu za­ufać". Mu­el­le­ro­wi-Wohl­fahr­to­wi wie­lo­krot­nie przy­glą­da­li się także spe­cja­li­ści z Mię­dzy­na­ro­do­we­go Ko­mi­te­tu Olim­pij­skie­go, ba­da­jąc czy któ­raś z jego metod nie ka­mu­flu­je skut­ków bra­nia EPO. Ame­ry­kań­scy na­ukow­cy mó­wi­li wręcz o me­to­dach Fran­ken­ste­ina, a w Nie­miec­kim To­wa­rzy­stwie Me­dy­cy­ny Spor­to­wej na­rze­ka­li, że „dok­tor Bay­ern” nie przed­sta­wia im rze­tel­nych badań, z po­świad­czo­ny­mi na­uko­wo efek­ta­mi jego ku­ra­cji.

- Gdyby wy­na­lazł nie­za­wod­ny spo­sób na le­cze­nie raka, to też stwier­dził­by, że jest zbyt za­ję­ty, żeby się nim dzie­lić? - py­ta­li zło­śli­wie. Jed­nak Hans-Wil­helm Mu­el­ler-Wohl­fahrt za­wsze wolał dzia­łać skry­cie. Nie in­te­re­so­wa­ły go ba­da­nia, wy­stą­pie­nia na kon­fe­ren­cjach i ar­ty­ku­ły w bran­żo­wych cza­so­pi­smach, tylko to jak po kon­kret­nych za­bie­gach czuli się jego pa­cjen­ci. - Kiedy po­ka­zy­wał mi, w jaki spo­sób pra­co­wał z Paulą Radc­lif­fe (bry­tyj­ską lek­ko­atlet­ką, mi­strzy­nią świa­ta w bie­gach dłu­go­dy­stan­so­wych - od red.), mia­łem wra­że­nie, że jego pa­cjent­ka za­mie­nia się w lalkę vo­odoo - mówił Mike Fish, dzien­ni­karz ESPN, który przy­go­to­wu­jąc ma­te­riał o me­to­dach Niem­ca od­wie­dził go w Mo­na­chium.


Gabinet pełny najlepszych sprinterów świata

 

Jego kli­ni­ka stała się nie tylko rajem dla pił­ka­rzy, ale rów­nież dla sprin­te­rów. Mu­el­ler-Wohl­fahrt z dumą in­for­mu­je, że w 2009 roku pod­czas mi­strzostw świa­ta w Ber­li­nie jego pa­cjen­ci sta­no­wi­li po­ło­wę staw­ki fi­na­li­stów biegu na 100 me­trów. Włącz­nie ze zło­tym me­da­li­stą i re­kor­dzi­stą świa­ta Usa­inem Bol­tem. - Pra­co­wa­łem z nim, kiedy jesz­cze nikt go nie znał. Miał 16 lat, gdy przy­pro­wa­dził go do mnie jego tre­ner, pró­bu­jąc się upew­nić czy Ja­maj­czyk da sobie radę, czy utrzy­ma ob­cią­że­nia tre­nin­go­we i co ma robić, aby tak się stało - mówił w jed­nej z pra­so­wych pu­bli­ka­cji Mu­el­ler-Wohl­fahrt. Dziś jego ga­bi­net zdo­bią sprin­ter­skie kolce Pumy z au­to­gra­fem, które Bolt przy­wiózł mu, dzię­ku­jąc za po­sta­wie­nie go na nogi. Nie­miec twier­dzi, że to szcze­gól­ny upo­mi­nek. In­nych nie za­mie­rza eks­po­no­wać, choć wielu pa­cjen­tów zwra­ca­ło się do niego w sy­tu­acjach bez­na­dziej­nych. Ju­er­gen Klin­smann - z proś­bą o do­pro­wa­dze­nie do po­rząd­ku jego zdro­wia przed mi­strzo­stwa­mi Eu­ro­py w 1996 roku, Mi­cha­el Owen - z pro­ble­mem mię­śnio­wym tuż przed Euro 2000. Przy­kła­dy można mno­żyć.

Mu­el­ler-Wohl­fahrt siłą rze­czy po­zo­sta­je w bli­skich re­la­cjach z wie­lo­ma swo­imi pa­cjen­ta­mi. Jego kli­ni­kę nie­opo­dal mo­na­chij­skie­go Ma­rien­plat­zu, ulo­ko­wa­ną w za­byt­ko­wym bu­dyn­ku przy­po­mi­na­ją­cym prze­stron­ną ga­le­rię sztu­ki, bę­dą­cym zresz­tą po­zo­sta­ło­ścią po car­skiej re­zy­den­cji, współ­fi­nan­so­wał Diet­mar Hopp - współ­wła­ści­ciel pił­kar­skie­go klubu Hof­fen­he­im. Za­si­lał le­ka­rza swo­imi fun­du­sza­mi także kiedy kiep­sko przę­dła jego firma sprze­da­ją­ca pi­guł­ki, maści i ae­ro­zo­le.


Bez zaufania Guardioli

 

Choć Mu­el­ler-Wohl­fahrt prze­ko­nu­je, że licz­ba kon­tu­zji mię­śnio­wych i śred­ni czas re­kon­wa­le­scen­cji pił­ka­rzy Bay­er­nu były w ostat­nich la­tach na po­zio­mie wię­cej niż za­do­wa­la­ją­cym, wręcz to­po­wym, tre­ner Pep Gu­ar­dio­la ma naj­wy­raź­niej wąt­pli­wo­ści. Zda­niem nie­miec­kich dzien­ni­ka­rzy, od po­cząt­ku zresz­tą kwe­stio­no­wał przy­ję­ty w Mo­na­chium model pracy. Kiedy świę­cił suk­ce­sy w Bar­ce­lo­nie, le­karz Ri­car­do Puna to­wa­rzy­szył mu w cza­sie każ­de­go tre­nin­gu, tym­cza­sem Mu­el­ler-Wohl­fahrt nie za­mie­rza tego robić. Nie wy­obra­ża sobie nawet, by mógł na stałe prze­nieść się do klubu. Twier­dzi, że dok­tor po­trze­bu­je prak­ty­ki, nie może sie­dzieć i bez­czyn­nie cze­kać, aż sta­nie się po­trzeb­ny. Dla­te­go na co dzień pra­cu­je we wła­snej kli­ni­ce, a tre­nin­gów do­glą­da­ją tylko jego współ­pra­cow­ni­cy i fi­zjo­te­ra­peu­ci. Dla Gu­ar­dio­li nie by­ło­by to z pew­no­ścią czyn­ni­kiem dys­kwa­li­fi­ku­ją­cym, gdyby nie fakt, że w ostat­nich mie­sią­cach jego ze­spół do­pa­dła praw­dzi­wa plaga ura­zów. Zło­ścił się, kiedy Je­ro­me Bo­ateng non stop mu­siał opusz­czać bo­isko w trak­cie me­czów. Gdy nie do­sta­wał pre­cy­zyj­nej od­po­wie­dzi, jak długo bę­dzie trwać le­cze­nie ko­lej­ne­go za­wod­ni­ka, py­ta­nia dzien­ni­ka­rzy zby­wał szorst­kim "za­py­taj­cie dok­to­ra" albo su­ge­stia­mi w stylu "znów muszę po­roz­ma­wiać z le­ka­rza­mi".

W ostat­nich mie­sią­cach po­waż­nych kon­tu­zji na­ba­wi­li się m.?in. Ba­stian Schwe­in­sta­iger, Franck Ri­be­ry, Hol­ger Bad­stu­ber czy Javi Mar­ti­nez, ale czarę go­ry­czy prze­la­ła naj­wy­raź­niej utra­ta Thia­go Al­can­ta­ry. Gu­ar­dio­la spro­wa­dził go z Hisz­pa­nii za 25 mi­lio­nów euro, mając prze­ko­na­nie, że do­sta­je pił­ka­rza o umie­jęt­no­ściach w Bay­er­nie uni­ka­to­wych. Skarb, na który trze­ba chu­chać i dmu­chać. Thia­go tym­cza­sem od mi­nio­ne­go lata za­li­czył za­le­d­wie 16 spo­tkań, non stop prze­pla­ta­jąc je pro­ble­ma­mi zdro­wot­ny­mi. Obec­ny wy­ma­ga ope­ra­cji, a ta naj­pew­niej wy­eli­mi­nu­je go z gry aż do wio­sny.

Pro­blem po­tę­gu­je fakt, że Gu­ar­dio­la w Hisz­pa­nii, a nie w Niem­czech ma le­ka­rza, któ­re­mu bez­gra­nicz­nie ufa. Cho­dzi o Ra­mo­na Cu­ga­ta, u któ­re­go do zdro­wia po­wra­ca­li m.?in. Fer­nan­do Tor­res, Sa­mu­el Eto’o czy Cesc Fa­bre­gas. Pep już przed kil­ko­ma mie­sią­ca­mi su­ge­ro­wał, że Thia­go po­wi­nien le­czyć się wła­śnie w Bar­ce­lo­nie. Dzia­ła­cze Bay­er­nu po­cząt­ko­wo się ten opcji opie­ra­li, a gdy pił­karz w końcu po­le­ciał do Cu­ga­ta, ten rze­ko­mo miał uciec się do metod, któ­ry­mi dla od­mia­ny Mu­el­ler-Wohl­fahrt się au­ten­tycz­nie brzy­dzi. Cho­dzi­ło zwłasz­cza o kor­ty­zon - przy­spie­sza­ją­cy efekt, ale osła­bia­ją­cy tkan­ki.

Przez lata pracy w Bay­er­nie au­to­ry­tet Niem­ca był nie­pod­wa­żal­ny. Dzi­siaj widać na nim jed­nak pewną rysę. Po ostat­nim meczu w lidze Mu­el­ler-Wohl­fahrt zo­stał we­zwa­ny na "spo­tka­nie kry­zy­so­we" z udzia­łem pre­ze­sa rady nad­zor­czej, dy­rek­to­ra spor­to­we­go i pre­zy­den­ta klubu, na któ­rym to Gu­ar­dio­la miał rze­ko­mo wy­to­czyć prze­ciw­ko le­ka­rzo­wi cięż­kie dzia­ła. Efekt dziś już znamy. Gu­ar­dio­la podał do pu­blicz­nej wia­do­mo­ści, że Thia­go prze­by­wa już w Hisz­pa­nii i tam też zo­sta­nie zo­pe­ro­wa­ny - przez Cu­ga­ta, któ­re­mu asy­sto­wał bę­dzie drugi z klu­bo­wych le­ka­rzy Peter Hänsel. Oliwy do ognia wkrót­ce dolał Karl-He­inz Rum­me­nig­ge, prze­ko­nu­jąc dzien­ni­ka­rzy, że Hisz­pan to świet­ny spe­cja­li­sta, sto­su­ją­cy te same me­to­dy, co naj­lep­si le­ka­rze w Ame­ry­ce. Kon­flikt Gu­ar­dio­li z  Mu­el­le­rem-Wohl­fahr­tem na­zwał zwięź­le - bujdą. Cho­ciaż żadne słowa nie wy­da­ją się tu już po­trzeb­ne. Sam fakt wy­jaz­du Al­can­ta­ry do Hisz­pa­nii su­ge­ru­je, że Gu­ar­dio­la po­sta­wił na swoim. A Mu­el­ler - Wohl­fahrt, mimo 37 lat prak­ty­ki w klu­bie, przy obec­nym tre­ne­rze nie bę­dzie już wy­rocz­nią.

 

onet.pl